Connect with us
img

Top news in world

Moda w PRL. Brakowało wszystkiego, ale nie kreatywności

Moda w PRL. Brakowało wszystkiego, ale nie kreatywności

Wiadomości gospodarcze

Moda w PRL. Brakowało wszystkiego, ale nie kreatywności

W PRL nawet moda była „uspołeczniona”, jednak i w tym obszarze udawało się wypromować własną markę.
Polacy w PRL wyglądali dość podobnie: koszulki farbowane własnoręcznie w kuchni, ortalion, koszula nylonowa. Ale Barbarze Hoff udało się stworzyć własny Hoffland, do którego po nowoczesne ubrania dobijały się tłumy Polek.
– W Polsce nie możemy mówić o terrorze mody. Ludzie są tak niedobrze ubrani, że przydałoby się troszeczkę tego terroru, byśmy wyglądali lepiej – oceniała po latach projektantka.
Jak Lucynka i Paulinka trafiły do Domów Centrum
Najpierw o modzie pisała. Jej rubryka zaczęła się ukazywać w krakowskim tygodniku „Przekrój” już w 1954 roku, kiedy światowa moda trafiała do Polski tylko w paczkach od rodzin, które wyemigrowały – na ogół do górali, bo spod Tatr wywodziła się duża część dawnej Polonii, a od nich na warszawskie bazary. Tak wspominał przynajmniej Leopold Tyrmand, autor bestsellerowej powieści „Zły”, elegant i wielbiciel jazzu, który w owych czasach był mężem właśnie Barbary Hoff. Miał w Krakowie krawca od marynarek, a w Katowicach od spodni.
Projektantka ukończyła historię sztuki w Krakowie, a swoją rubrykę okraszała prostymi rysunkami. Pisała o modzie dla młodzieży, lekko i dowcipnie, lekko, nie zastanawiając się, czy cenzor nie uzna jej pomysłów za zbytnio zachodnie. Były to dialogi Lucynki i Paulinki, które ktoś nazwał później pierwszymi polskimi „szafiarkami”. Pierwsza była szalona i chciała wydawać na ubrania wszystko, co miała, zaś druga ją upominała, by była rozsądna. Połączenie tej fantazji ze zdrowym rozsądkiem, czyli dostępnymi materiałem i ceną, były właśnie kolekcje w Hofflandzie.

Barbara Hoff, 1980. Fot. PAPNadążanie za światową modą w PRL wymagało bowiem nie lada inwencji, nie było nawet odpowiednich materiałów. Hitem sprzedaży były przecież „dżinsy” z teksasu, czyli polskiej tkaniny będącej mieszanką bawełny ze sztucznym włóknem, szyte w szczecińskiej fabryce Odra. Brakowało wszystkiego, także nici i guzików. Hoff dostosowała więc zachodnie pomysły do możliwości polskiego rynku i lansowała np. bawełniane kreacje zamiast jedwabnych. Używała pluszu i prostych tkanin krajowych.
Jakie miała podejście, pokazywał już jej pierwszy projekt, który opublikowała w „Przekroju” – tzw. trumniaki. Na Zachodzie modne były bowiem czarne baleriny, których w Polsce nie było. Hoff zaproponowała więc, by wyciąć środkową część z dziurkami i sznurówkami z białych tenisówek, obszyć dziurę czarną tasiemką i pomalować tuszem do rysunków technicznych na czarno. 
W latach 70. założyła Hoffland, który działał poza systemem centralnie sterowanego handlu. Zajęła całe piętro w państwowych Domach Towarowych Centrum w Warszawie.  
– Chciałam nie tylko podpowiadać Polsce, jak się ma ubierać, ale sama tę Polskę ubierać – tłumaczyła.
W pierwszej kolekcji dominowała mini i kolorowy sztruks. Podczas otwarcia tłum był tak wielki, że wybito szyby wejściowe i musiała interweniować milicja. Popularność tego piętra właściwie nie malała aż do lat 90.
Barbara Hoff przywiązywała duże znaczenie do dodatków, a jej projekty – wypuszczane w dużych seriach – były tworzone tak, by do siebie pasowały i można było swobodnie zmieniać górę do dolnej garderoby i na odwrót. Umiała przy tym przekonywać dyrektorów państwowych fabryk, by zmieniali dla niej kolory tkanin czy wzór bawełny, kiedy uznała, że jakiś jest już przestarzały. Wpływała więc na działalność przemysłu krawieckiego PRL.
Przez pierwszych 13 lat Hoff przygotowywała kolekcje… za darmo. Żyła z pensji dziennikarki „Przekroju”, w którym pracowała do 2002 roku, oraz z honorariów za artykuły w kilku innych pismach. Pisała także teksty dla kabaretu Pod Egidą i projektowała stroje m.in. dla Haliny Frąckowiak czy do filmu Andrzeja Wajdy „Przekładaniec”. Dopiero potem otrzymała pół etatu w DT Centrum, z którymi współpracę zakończyła w 2007 roku.

Stoisko Hofflandu w Domach Towarowych Centrum w Warszawie, grudzień 1990 r. Fot. PAP„I ona, i Leopold Tyrmand uważali, że nie mając broni, nie obalimy dyktatury policji politycznej, natomiast możemy się ubierać przeciwko nim. Zniknięcie Hofflandu było wielką stratą. Naprawdę on dobrze wpływał na wygląd polskich ulic. To jedna z tych zaprzepaszczonych wartości PRL-u mimo PRL-u” – wspominał Andrzej Dobosz, filozof, felietonista, z zamiłowania kronikarz PRL w programie „Z pamięci”.
Czapy Kozaków i bawełniany świat
Na wygląd ulicy ogromny wpływ miała też w PRL Grażyna Hase, która również – wbrew socjalistycznym regułom – wypromowała własną markę.
Zaczynała jako modelka: w 1957 roku pojawiła się na okładce „Przekroju”, sfotografowana przez Wojciecha Plewińskiego, od 1959 r. zaczęła występować na krajowych i zagranicznych pokazach Spółdzielczego Laboratorium Odzieżowego, Telimeny, Mody Polskiej, Ledy, Warszawskich Zakładów Przemysłu Odzieżowego. W latach 60. prezentowała w „Przekroju” kolekcje projektowane przez Barbarę Hoff, w jej rubryce.


Source link

Continue Reading
You may also like...
Click to comment

Leave a Reply

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

More in Wiadomości gospodarcze

To Top
Top